Paletki Urban Dekay Naked wstrząsnęły światem kosmetycznym. Jak to się zwykle zdarza w takich momentach, na rynku pojawiło się wiele "inspirowanych" paletek - za o wiele mniejsze pieniądze. Po tym jak do drogerii Natura wprowadzono markę W7 w moje ręce wpadła paletka In the buff - lightly toasted.
Inspirację paletkami Naked widać już po pudełku. Metalowa, porządna kasetka, wytłoczone napisy - nic do zarzucenia. W środku oprócz 12 cieni znajdziemy pędzelko-pacynkę - w sumie całkiem fajną. Cienie są tutaj za równo matowe, jak i takie "cięższe", metaliczne. Kolory - dosyć szeroka paleta nudziaków - brązy, złoto, róże, czarny i szary.
Z pigmentacją jest różnie. Poniżej możecie zobaczyć swatche (wybitnie nie po kolei) pomazane palcem. Niestety przy nakładaniu pędzlem jest dużo gorzej - cienie się osypują, te metaliczne się nie nakładają, te matowe znikają przy rozcieraniu. No cóż. Ale jak się trochę popracuje, to można z nich coś wyciągnąć ;)
Za niecałe 30 zł nie możemy się spodziewać idealnego odpowiednika Naked. Ale czy w ogóle warto kupić tę paletkę? Szczerze mówiąc, nie sądzę. Chyba lepiej kupić sobie 3-4 pojedyncze cienie w kolorach, których naprawdę będziemy używać, niż paletkę, która będzie sobie leżeć i od czasu do czasu maźniemy jeden cień.
Może Wy znacie jakiś lepszy odpowiednik paletni Naked?
Podoba Ci się u mnie? Możesz polubić stronę bloga na facebooku, zaobserwować go na bloglovin, albo wejść na mój instagram! Zapraszam :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Witaj :)
Będzie mi bardzo miło, jeżeli zostawisz konstruktywny komentarz :)
Komentarze typu "fajny blog, wpadnij do mnie" będą usuwane.
Nie zostawiaj linku do Twojego bloga, jeśli nie jest to konieczne! :)