30 czerwca 2016

Moja poranna pielęgnacja twarzy - lato 2016


Moje zdjęcie - świeżo po prysznicu, bez makijażu. Na nosie widać trochę piegów, na policzkach rozszerzone pory. Ale ogólnie chyba jest ok, co? Nie mam większych przebarwień, niespodzianki wyskakują bardzo rzadko, głównie przed okresem, albo jak za bardzo zabaluję ;) W końcu udało mi się opracować rytuał pielęgnacyjny, który odpowiada zarówno mi, jak i mojej cerze. Jesteście ciekawi co robię? Zapraszam :)

27 czerwca 2016

Kapuściane piwo, bułki Jakubiaka i psotny Kapsel || Tydzień z Niką #3


W tym tygodniu w sumie nie działo się dużo. Tak naprawdę jedynym istotnym wydarzeniem było złożenie pracy magisterskiej w dziekanacie - dzisiaj dostałam termin - 12-sty lipca!

A tak poza tym tooo... Kapsel :D 
Rośnie w oczach, naprawdę, mam wrażenie, że za każdym razem jak na niego spojrzę, jest większy :D Oprócz tego ostatnio włączył mu się tryb "paskuda" :D Już nie jest małym, przestraszonym dzidziusiem, tylko ciekawskim zdobywcą, który wszędzie włazi i po drodze różne rzeczy zrzuca i przewraca :D A od ściany do ściany się odbija :D

23 czerwca 2016

O2xylogic Cream czyli dotlenianie buzi z marką Clarena

Nie wiem czy jeszcze pamiętacie, ale w marcu byłam na spotkaniu z marką Clarena, na którym dostałam kilka ciekawych nowości do przetestowania. Od tamtego czasu minęły trzy miesiące, a ja wykańczam właśnie O2xylogic Cream i myślę, że warto Wam o nim opowiedzieć :)

20 czerwca 2016

Togi, biret i markety || Tydzień z Niką #2


Cześć! 
Poprzedni post tego typu się chyba przyjął, więc lecę z kolejnym ;) 



Pierwsza połowa tygodnia mijała mi spokojnie - odpowiedzi od promotora nie było, więc nie przejmowałam się zupełnie niczym, siedziałam w domu, oglądałam seriale i pilnowałam Kapsla. A Kapsel, tak jak niektóre z Was pisały, rośnie jak na drożdżach! Utył już całe 200 gram od ostatniego wpisu :D Coraz więcej umie (na przykład wejść na hamaczek ze zdjęcia - wcześniej nie umiał sam na niego wejść, teraz wskakuje z każdej strony) i przestaje wyglądać jak totalny dzidziusiowy kociak (niestety :D). 

18 czerwca 2016

Czerwcowe beGlossy - Skin Factory

Cześć Kochani!
Wczoraj dotarło do mnie czerwcowe pudełko beGlossy, tym razem skoncentrowane głównie na pielęgnacji twarzy. Jesteście ciekawi, co było w środku? Oprócz pudełka dostałam też prezent od firmy Pixie Cosmetics - jego zawartość zostawiłam na koniec ;) 




W moim pudełku znalazły się:

1. Róż mineralny My Secret Mineral Rouge Powder Pixie Cosmetics - próbka - kolor Dusty Pink

Nie wiem czy w innych wersjach były inne kolory, ale mój jest przepiękny! Fajny, brudny róż, wygląda mega naturalnie. Makijaż z nim pokazywałam wczoraj na instagramie, a niedługo wrzucę na bloga makijaż z jego użyciem. Jedyne na co narzekam, to opakowanie, bo połowę tego różu rozsypuję przy aplikacji. Macie na to jakiś patent? Nie chcę go prasować na spirytus, bo straci właściwości przy aplikacji.

2. i 3. Ampułki Yasumi Caviar&Gold i Eye Pouch - pełne produkty 

Z tych ampułek się bardzo cieszę, bo miałam ochotę na coś, co będę mogła aplikować w ramach esencji/serum przed kremem, tak jak w koreańskiej pielęgnacji. Już ich używałam i wydają się być ok, ale te ampułki są maleńkie - 3 ml - i po dwóch użyciach nie ma połowy. 

4. Krem Synchroline Perkypearl Rozświetlający Krem na dzień SPF 15 - próbka

Kolejny krem w mojej kolekcji xD Ale ten jest spoko, bo taka miniaturka będzie akurat na weekendowy wyjazd :) 

5. Glov Quick Treat - pełny produkt

Z rękawiczki Glov ucieszyłam się najbardziej. W pudełku była najmniejsza wersja, taka na palec, ale bez problemu umyłam nią wczoraj całą twarz. Taka miniaturka to dobry sposób, żeby sprawdzić czy taka forma demakijażu w ogóle nam odpowiada. Nada się także na wyjazdy - zapakowana jest w saszetkę ze strunowym zapięciem, które można wykorzystać ponownie :)

6. Syoss Maseczka z kompleksem ceramidowym przeciw łamaniu włosów - pełny produkt

Fajnie, bo akurat wykończyłam wszystkie maski do włosów. Jeszcze nie testowałam, ale mam nadzieję, że się sprawdzi :) 


No i teraz prezent od marki Pixie - dostałam w nim cztery korektory pod oczy - w czterech odcieniach - i próbkę pudru, 

Pudrowi nie mam nic do zarzucenia, jedynie opakowanie, takie same jak przy różu. Z korektorami jest słabiej. Rozumiem, dlaczego marka zdecydowała się wysłać nam cztery kolory - żeby każda dobrała sobie kolor pod siebie. Ale! Większość z nas i tak pod oczy używa najjaśniejszych odcieni, a tutaj nawet 00 jest dosyć ciemny na pierwszy rzut oka. Na zdjęciu ułożyłam je po kolei - od najjaśniejszego. 

Postanowiłam jednak dać szansę temu produktowi - otworzyłam najjaśniejszy. Po wymizianiu palcem okazało się, że pod wierzchnią warstwą jest o wiele jaśniej, prawie biało, także fajnie. Niestety konsystencja jest słaba, Nie kryje, dziwnie się marze i podkreśla pory. No nic, nie wiem co zrobię z tymi korektorami, ale ponieważ to prezent dodatkowy dzięki uprzejmości marki Pixie, to nie wpływa on na moją ocenę pudełka. 

Ogólnie uważam czerwcowe beGlossy za udane. Róż mnie kupił po pierwszym użyciu, ampułki bardzo się przydadzą, a Glov to super gadżet. Polecam!

A Wy co dostałyście?

Podoba Ci się u mnie? Możesz polubić stronę bloga na facebooku, zaobserwować go na bloglovin, albo wejść na mój instagram! Zapraszam :)

17 czerwca 2016

Dbaj o piersi! Krem Palmers do pielęgnacji biustu || Jak badać biust?

Nie wiem czy piątki są dobrym dniem na publikację postów, ale może "szczucie cycem" trochę pomoże :D Chcę Wam dzisiaj napisać o bardzo dobrym produkcie do pielęgnacji biustu, który używam od jakiegoś czasu:


Palmers Cocoa Butter Formula Bust Cream zamówiłam bynajmniej nie z powodu ciąży (to mi póki co nie grozi), ale podczas odchudzania. Gdy chudniemy z cycków leci najpierw, a takie zmiany nie robią dobrze skórze na nich. Ale prawda jest taka, że nie powinnyśmy się lenić i powinnyśmy dbać o swoje biusty codziennie, niezależnie od sytuacji - zwracała mi na to uwagę nawet moja ginekolog!

Krem Palmersa przede wszystkim przepięknie pachnie kakaem. Zupełnie jak słynne ostatnio DecoMoreno :D Ma gęstą konsystencję - nie jest to na pewno lekkie mleczko. Ale nie zgadzam się z opiniami, że jest tępy i się roluje. Po aplikacji skóra przez moment się dosyć mocno lepi, ale naprawdę trwa to tylko chwilę - później skóra jest gładziutka i miła w dotyku, bez nieprzyjemnych odczuć takich jak lepienie czy rolowanie. 



Skład wydaje się nie być zły, chociaż ja poza parabenami i najpopularniejszymi silikonami nie wyłapuję więcej złych składników - jeżeli jest tu jakiś znawca, to niech się wypowie! Cieszą masła u góry składu i informacja o nietestowaniu na zwierzakach. 

Jakie są efekty? Moim zdaniem bardzo dobre. Nie należy się spodziewać jakiegoś efektu Pameli Anderson, bo to nie od tego produkt. Jak dla mnie działa o wiele lepiej niż balsam z Eveline, w dodatku w przeciwieństwie do niego nie zawiera parabenów - staram się unikać ich w szczególności w produktach, którymi traktuję okolicę pach i piersi. Dlatego uważam, że warto dołożyć tę parę złotych i zainwestować w produkt o lepszym składzie. 

Skóra po użyciu Palmers Cocoa Butter Formula Bust Cream jest gładka, nawilżona, rozstępy się spłycają i ogólnie biust wygląda ładniej - myślę, że działa tak, jak powinien :) Miły zapach bardzo uprzyjemnia użytkowanie. 

Aplikacja kremu do biustu to dobry moment, na badanie piersi! Chyba wszystkie wiemy, że kontrole u ginekologa nie wystarczą i ich stan musimy sprawdzać same, w domu. Nie wszyscy pewnie wiedzą jak to dokładnie zrobić. No cóż, ciężko znaleźć filmik instruktażowy pokazujący jak to wygląda na żywo, ale trafiłam ostatnio na świetne wideo z użyciem zastępczego modela ;) Polecam!



A Wy używacie produktów do pielęgnacji biustu? Jakie możecie polecić? I pamiętajcie - badajcie się regularnie, bo cycki mamy tylko dwa ;) 


Podoba Ci się u mnie? Możesz polubić stronę bloga na facebooku, zaobserwować go na bloglovin, albo wejść na mój instagram! Zapraszam :)

14 czerwca 2016

Magisterka, Kot Kapsel i Reebok Fitness Camp || Tydzień z Niką #1

Przetrwałam! Napisałam! Dzisiaj całość pracy poleciała do promotora, mam nadzieję, że już na ostatnie poprawki a potem już tylko drukowanie i obrona. Nie mogę się doczekać, aż będę to miała z głowy i będę się mogła zająć przyjemniejszymi rzeczami :P Choć już teraz czuję niesamowitą ulgę i mogę do Was pisać pijąc zimne piwko i głaszcząc małego kotka - ale o tym później ;)



A jeśli chodzi o przyjemniejsze rzeczy, to w tym tygodniu uczestniczyłam w Reebok Fitness Camp - evencie Reeboka, będącym powiedzmy maratonem zajęć fitnessowych. Polega to mniej więcej na tym, że jest kilka stref - yoga, crossfit, combat i scena główna, w każdej odbywają się zajęcia. Do tego kilka "secret spots" z dodatkowymi atrakcjami. Za każde zaliczone zajęcia i aktywności dostawało się punkty - najlepsi cośtam wygrywali. Całość odbywała się na Skrze, na terenie stały też foodtrucki a nawodnienie zapewniała firma Oshee. 

Za wrzucenie takiej foty do social mediów było 5 pkt. Tyle samo co za robienie burpees :D


Koniec końców ja zaliczyłam większość secret spotów - poza burpee challenge, na które się nie porwałam. Wlazłam za to na siatkę, żeby zrobić sobie "selfie", które wyszło cudownie - chciałam Wam pokazać, ale chyba je wywaliłam niechcący robiąc porządki w mailach :P





Byłam na jednych zajęciach jogi - niestety organizatorzy nie pomyśleli o jakimś podwyższeniu dla prowadzącej i nie za bardzo było ją widać. Na koniec zajęć wysiadł jej mikrofon i nie było jej też słychać. Do tego wszystkie sekwencje były bardzo szybkie i zanim ja zdążyłam załapać, co robimy, szła już kolejna asana (czy jak to się nazywa :P) Dlatego z tych zajęć nie byłam super zadowolona. Fajne były za to zajęcia Body Combat - takie cardio oparte głównie na kick boxingu i elementach sztuk walki. Aha, jakby ktoś się pytał, to koszt takiej zabawy to 50 zł. Dostaliśmy pakiety startowe, w których były koszulki (zwykła, cienka bawełna, nie sportowe), shakery, kilka próbek odżywek, supli, chia itp. i kilka zniżek od partnerów. 

Zawinęliśmy się jednak dosyć szybko bo... Jechaliśmy po naszego kotka! 



Już w drodze dowiedzieliśmy się co prawda, że kotów NIE MA. Przepadły, matka je wzięła, wyniosła, szukali wszędzie. No ale nic, postanowiliśmy i tak pojechać, poszukać, a nuż się znajdą a my się już nie będziemy stresować. Niestety - po godzinie poszukiwań nadal nic. Zrezygnowani i zasmuceni wróciliśmy do domu - poprzedni kotek, którego mieliśmy wziąć, nie dożył tego momentu, dlatego tym razem stresowaliśmy się jeszcze bardziej. Całe szczęście jak tylko weszliśmy do domu dostałam wiadomość, że kociaki się znalazły i następnego dnia mogliśmy odebrać Kapselka <3





Jest największym słodziakiem na świecie i nie wyobrażam sobie tego, że za chwilę  będę musiała go zostawiać samego na całe dnie. Póki co zachowuje się jak typowy dzidziuś - na zmianę szaleje i twardo śpi :D Nie wyobrażacie sobie nawet jak przyjemne jest patrzenie na zabawy takiego malucha :D A jeśli chcecie sobie wyobrazić, to zapraszam na snapa, którego kapsel chwilowo przejął - @pannanika . Dawka słodyczy jest tak ogromna, że koniecznie trzeba się nią dzielić :D

Z ciekawostek na dzisiaj jeszcze piosenka, którą ostatnio się zachwycam:


Jest w niej coś naprawdę magicznego. 

To chyba wszystko, czym chciałam się z Wami dzisiaj podzielić, wkrótce wracam z wpisami bardziej kosmetycznymi ;) Dajcie znać jak Wam się podoba taki mini przegląd tygodnia - nie jest to oczywiście mój pomysł, bo takie wpisy publikuje wiele blogerek. Myślę, że taki cykl może być fajną formą kontaktu między nami i zastąpić ulubieńców niekosmetycznych - zwykle do momentu, w których ich piszę, zapominam o wielu ważnych rzeczach ^^ To jak? Chcecie? 


Podoba Ci się u mnie? Możesz polubić stronę bloga na facebooku, zaobserwować go na bloglovin, albo wejść na mój instagram! Zapraszam :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...