30 czerwca 2012

Lato! Lato wszędzie :)

Jak tam Wasze plany na weekend?

Nasze to plażing, smażing i basening :D
W końcu po całym tygodniu pracy i paskudnej pogody należy się nam trochę relaksu w słonku, prawda?

Ochrona musi być!


Nasz niesamowitej wielkości basen :D Dobrze się w nim moczy nogi :]



Idealny moment, żeby nadrobić zaległości w prasie - Kindla już zabrał mój mężczyzna ^^


Moje jeszcze nie opalone giczoły :D

Teraz czekamy na znajomych i będzie całoweekendowe party hard na słoneczku :D

Aha - jeżeli szukacie ciszy i spokoju, nie przeprowadzajcie się do szeregówki - aktualnie dwóch sąsiadów kosi, trzeciemu włączył się alarm, przez co dziecko czwartego płacze <3

Tylko czekam na moment, kiedy przyjdą moi znajomi i ktos mi raczy powiedzieć, że jesteśmy za głośno :]

A jak Wasze plany? 

Nuta na dzisiaj:



29 czerwca 2012

Jilian Michaels opanuj swój metabolizm - wrażenia po lekturze

Wczoraj skończyłam czytać książkę Jillian i chcę się z Wami szybko podzielić moimi wrażeniami po PRZECZYTANIU książki. Nie wprowadziłam jeszcze nic w życie, dlatego ciężko mówić o efektach.

www.examiner.com


"Masz dosyć odchudzania? Stosujesz diety beztłuszczowe i bezwęglowodanowe i chodzisz wiecznie głodny? Przestań to robić! Modnymi dietami powodującymi efekt jo-jo oraz nafaszerowanym chemikaliami pseudojedzeniem zrujnujesz tylko swoją przemianę materii. Jillian Michaels pomoże ci naprawić wyrządzone w ten sposób szkody i przywrócić właściwe funkcjonowanie poszczególnym hormonom oraz całemu układowi dokrewnemu.
Książka Opanuj swój metabolizm zawiera prosty trzyetapowy plan, który aktywizuje hormony sprzyjające odchudzaniu oraz powstrzymuje działanie tych, które powodują magazynowanie tłuszczu. Dzięki lekturze nauczysz się:
Usuwać substancje antyodżywcze i toksyny, które spowalniają tempo przemiany materii;
Wprowadzać do swojej codziennej diety pokarmy nieprzetworzone, które pobudzą do działania hormony spalające tłuszcz;
Równoważyć poziom hormonów poprzez zapewnianie sobie odpowiedniej dawki snu, panowanie nad stresem oraz wysiłek fizyczny.
Choć na siłowni Jillian potrafi uprzykrzyć życie niejednemu, tym razem zadbała, aby stosowanie opracowanej przez nią diety było możliwie jak najłatwiejsze, a to dzięki listom zakupów, jadłospisom, odwołaniom do źródeł internetowych, tabelom zawierającym listy pokarmów aktywujących poszczególne hormony, a także szybkim i łatwym przepisom kulinarnym.
Z książki Opanuj swój metabolizm dowiesz się, jak zyskać zdrowie i optymalną masę ciała oraz zmienić swój organizm w doskonale funkcjonująca maszynę spalającą tkankę tłuszczową."

Oczywiście z opisu książki możemy zrozumieć, że jest to kolejny pomysł na dietę cud. 
Nic takiego.

Jillian piszę głównie o hormonach i ich wpływie na nasz apetyt, przyswajanie składników odżywczych i masę ciała. 

Dowiadujemy się czego nie jeść, a co jeść, żeby doprowadzić swój organizm do ładu. Pisze też o tym jak i kiedy jeść. Jak usunąć toksyny nie tylko z jedzenia, ale też z naszego najbliższego otoczenia. 

Plan Jillian opiera się przede wszystkim na jedzeniu żywności, która JEST ŻYWNOŚCIĄ - nic przetworzonego, żadnej chemii, najchętniej ekologiczne jedzenie od lokalnych rolników. 

Przyznam szczerze, że książkę czytałam ze szczęką przy kostkach - część z tych rzeczy oczywiście wiedziałam, ale naprawdę zaskoczyła mnie ilość syfu, która nas otacza...

Pewnie, każdy wie, że chipsy są niezdrowe. Ale co z tego, że ktoś nam coś takiego powie? Jillian pisze dokładnie, jakie spustoszenie w naszym organizmie czyni śmieciowe jedzenie. I każde swoje założenie popiera wynikami badań - za to duży plus. 

Plan niby nie jest skomplikowany, ale nie tak łatwo dostać ekologiczną żywność. Nawet idąc na targ nie mamy pewności, że rolnik jej nie pryskał masą pestycydów, nie mówiąc o kupowaniu nabiału - u nas nie ma oznaczeń mówiących o tym, czym karmiona była krowa, która dała to mleko. 

Do samej książki nie mogę się przyczepić - moim zdaniem jest genialna. Jednak wkurza mnie, że polski wydawca nie pofatygował się, żeby  zaadaptować książkę do naszych realiów. Pozamieniali jedynie strony internetowe, chociaż też nie wszystkie. W Polsce nie dostaniemy dzikiego łososia z Alaski - mamy za to niezłe pstrągi - nikt nie pomyślał, żeby o tym napisać. Niektóre składniki mają w Polsce inne nazwy, nie mówiąc o oznaczeniach na opakowaniach. Ja wiem, że to kosztuje. Ja wiem, że trzeba by zatrudnić kolejną osobę i poczekać, aż zrobi taką analizę. Ale naprawdę, bez takiego opracowania dużo trudniej będzie realizować ten plan w naszym kraju - za to minus dla wydawcy.

Uważam, że to książka, którą powinien przeczytać każdy - nawet, jeżeli nie ma problemów ze zdrowiem czy z wagą. Warto ją przejrzeć, żeby dowiedzieć się o ilości syfu, która jest nam codziennie podawana. O syfie, który mamy we własnym domu i ogródku. Może teraz nie widzimy jego wpływu na nasz organizm. Ale kiedy zdrowie zacznie nam sie sypać za jakiś czas, będziemy płakać, że nie wiedzieliśmy tego wszystkiego. Ja zrozumiałam dużo więcej dzięki tej książce, mimo iż uważam, że wiem o odżywianiu całkiem sporo. 

Na koniec moje nowe motto, cytat z Jillian: "Jeżeli coś nie wyrosło z ziemi, ani nie ma matki - NIE JEDZ TEGO!"

Plan wprowadzę u siebie w życie już za kilka dni. Mam nadzieję, że w połączeniu z treningami na siłowni pomoże mi wreszcie osiągnąć cel. 

24 czerwca 2012

Nika czyta: "Kuna za kaloryferem" - Adam Wajrak, Nuria Selva Fernandez

Postanowiłam, że będę Wam pisać o wszystkich książkach, które przeczytałam i zrobiły na mnie pozytywne wrażenie. Bo niby czemu nie? 



www.publio.pl


"Dziennikarz i przyrodnik Adam Wajrak oraz hiszpańska biolog Nuria Selva Fernandez dowcipnie i z pasją opowiadają o ratowanych przez siebie zwierzętach.
Książka dziennikarza „Gazety Wyborczej”, przyrodnika Adama Wajraka, i biolog Nurii Selvy Fernandez to pełna ciepła opowieść o ratowaniu zwierząt, które inaczej czekałaby śmierć.
Wszystko zaczęło się od wrony Kra – pisklaka znalezionego przez Wajraka na warszawskim Żoliborzu. Potem było gospodarstwo w Teremiskach leżących w pobliżu Puszczy Białowieskiej, a w nim m.in. boćki Kuternoga oraz szalony Declan, wydra Julek, która została holenderskim skarbem narodowym, i gromada sów – wielbicielek dnia.
Z pełnej humoru książki dowiemy się również, jak witają się bociany, co robić, gdy marzną im stopy i na czym polegał kuni horror, z jakim musieli zmierzyć się przyrodnicy.
Obecne wydanie „Kuny za kaloryferem” zostało uzupełnione o rozdział, w którym przeczytamy m.in. o sprytnym żebraku, czyli srokoszu Pidonie, oraz często naburmuszonej kruczycy Kurze.
Atutem fascynującej opowieści o zwierzętach i próbach poznania ich zwyczajów są piękne zdjęcia wykonane przez oboje autorów."

Opis ze strony www.publio.pl

Na tę książkę trafiłam całkowicie przypadkiem - jest to jedna z trzech publikacji, którą dostajemy całkowicie  ZA DARMO rejestrując się w księgarni ebooków agory - publio.pl . I bardzo dobrze się stało, bo książka dostarczyła mi wiele miłych chwil :)

Autorzy książki nie są przyrodnikami - Adam jest dziennikarzem, a Nuria biologiem. Ale oboje bardzo kochają zwierzęta i nigdy nie odmawiają im pomocy. Książka jest zbiorem historii dzikich zwierząt, którym ta para pomogła - wyleczyła po wypadku czy odchowała osierocone maluchy. 

Opisują charakterek każdego podopiecznego, jego ulubione zwyczaje i humory. Niestety piszą też o smutnych momentach - kiedy z jakimś zwierzakiem trzeba było się rozstać...

Całość opatrzona jest cudnymi zdjęciami i napisana z lekkim dystansem i poczuciem humoru:






Ja czytałam o tych wszystkich bocianach, wydrach, jeżach, jerzykach i innych potworkach z wielką przyjemnością :)
Myślę, że jest to świetna książka dla całej rodziny - nie wiem czy jest jakaś grupa wiekowa, której nie zainteresowały by opisane tu historie. 

Zachęcam Was do lektury, zwłaszcza, że ebooka możemy dostać za darmo ;) 

Na deser zdjęcie pawia, którego spotkaliśmy wczoraj w Warszawskich Łazienkach 



Pozdrawiam :)



23 czerwca 2012

Co bywa w mojej torebce?

Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam czytać wpisy na ten temat :) 
Długo zbierałam się, żeby taki stworzyć. Dlaczego? Bo u mnie jest ciężko powiedzieć, co jest w mojej torebce.
U mnie rzeczy bywają w torebce. 

Codziennie mam inną ilość zajęć i potrzebuję innych rzeczy. Dlatego każdego dnia po powrocie z domu wypakowuje wszystko z torebki i następnego dnia rano kompletuje od nowa. 
Czy to wygodne?
Dla mnie tak. 
Dzięki temu nie dźwigam zbędnych rzeczy, kiedy potrzebuję tylko portfela i kluczy. 


Tutaj jest ogólny zestaw rzeczy, które zabieram:

* Kosmetyczka, w której jest wszystko...
* Bidon
* Kindle lub książka, którą akurat czytam
* Okulary przeciwsłoneczne (te są z orsaya)
* Klucze
* iPod Touch
*Portfel nr 1 - kasa, dokumenty, karta płatnicza i pierdoły - Cropp Town
* Portfel nr 2 - legitymacja studencka i karty z programów lojalnościowych - Cath Kidston, kupione na promocji w Red Onion

Po co mi dwa portfele? Żeby nie nosić ciągle jednego ogromnego to raz. Żeby móc wejść do metra bez wyjmowania legitymacji z portfela to dwa :P Jak legitymacja jest w jednym portfelu z kartą płatniczą to się gryzą i nie działa :(

* Kalendarz
* Aparat
* Piórnik

Teraz zawartość kosmetyczki:


* Kobiece pierdoły
* Balsam do ciała
*Krople do oczu
* Masło kakaowe w sztyfcie
* Błyszczyk z H&M
* Lip smaker
*Carmex wiśniowy
* Żel dezynfekujący do rąk
* Długopis
* Rutinacea
* Ibuprom
* Krem nivea
* Zapalniczka
* Śmieszna składana lornetka, którą dostałam od ludzi z mcdonaldsa na mieście
* Szczotka z lusterkiem
* Chusteczki
* Produkt do ust, którego używam danego dnia :) 

 A tu najczęściej używane przeze mnie torebki:


Cropp Town, Jansport, H*M, Parfois.

Podkreślam - nie nosze tych wszystkich rzeczy codziennie :D

P.S. Właśnie się dowiedziałam, że zaliczyłam ostatni egzamin :D Także teraz wakacje i trzeba się wziąć do roboty, żeby we wrześniu gdzieś wyjechać. 
Aktualnie udało mi się załapać na małą fuchę, ale nie wiadomo na ile czasu wystarczy roboty, więc szukam dalej.... 



16 czerwca 2012

Dlaczego lepiej się mierzyć niż ważyć...

... i czemu nie powinniśmy porównywać się z innymi.

Dzisiaj kolejny post z serii zdrowie - odżywianie - odchudzanie, ale zachęcam, żeby przeczytali go również Ci, którzy nigdy się nie odchudzali i nie mają zamiaru. W celach czysto informacyjnych ;)



Zacznę od tego, dlaczego lepiej się mierzyć, niż ważyć. 

Pewnie każda z Was, jeżeli kiedyś się odchudzała, zauważała dziwne skoki wagi. A może waga stała, za to spodnie robiły się mniejsze? Albo waga spadała, a w lustrze dalej to samo?

I właśnie o to chodzi - waga nie mówi nam nic, oprócz tego z jaką siłą przyciąga nas ziemia. Albo jak powinniśmy wyregulować zapięcia w nartach. Nic więcej. 

Waga nie zwraca uwagi na to ile mamy wody w organizmie. Ile mięśni. Ile tłuszczu. Centymetr tak. 

Jako przykładem posłużę się ulubionym sportowcem mojego mężczyzny:

www.fitnessfreak24.com

LeBron James, koszykarz Miami Heat waży 113 kg przy wzroście 203 cm. Jego BMI wynosi 27.4 i według tego wskaźnika ma ponad 10 kg nawagi. 

Ale czy wysłałybyście go na dietę odchudzającą? 

Nie, bo tłuszcz w jego orgazmie zajmuje tylko 5-7%. 

A tutaj randomowa osoba znaleziona przez google z takim samym BMI:

www.forums.johnstonefitness.com

Skąd taka różnica, skoro BMI jest takie samo? Ten pan ma ponad 23% tłuszczu w organizmie. 

Tłuszcz jest lżejszy od mięśni, dlatego potrzeba go więcej, żeby przytyć/zrzucić kilogram. 
Proporcje wyglądają mniej więcej tak:

www.buzzhunt.co.uk/wp-content/2011/12/muscle-v-fat.jpg

Trochę przerażające, prawda? 

I właśnie z tych dysproporcji wynika to, że osoby umięśnione często ważą więcej niż swoi znajomi o tym samym wzroście a wyglądają o wiele lepiej. 

Kolejną sprawą jest tzw. skinny fat - coś co dotknęło m.in. mnie:

Jeżeli chudniemy tylko ograniczając ilość jedzenia, bez ćwiczeń, tak jak ja to wielokrotnie robiłam, owszem, zrzucimy kilogramy - ale oprócz tłuszczu zapewne zrzucimy też mięśnie. Będziemy ważyć mniej, ale dalej będziemy galaretowaci. 

Dzieje się to zwłaszcza przy popularnych dietach niskokalorycznych!

Dlatego ja mimo wagi idealnej do mojego wzrostu nie wyglądam tak, jakbym chciała. Mam 24% tłuszczu - tylko jeden procent od granicy nadwagi!!!

TU możecie policzyć ile macie procent tłuszczu w organizmie. 
I moim zdaniem to najlepszy sposób na sprawdzenie swoich postępów w odchudzaniu :)

Kolejnym powodem, dla którego nie powinnyśmy się ważyć, tylko mierzyć jest to, że nasza waga strasznie skacze. Zwłaszcza u nas - kobiet. 
Zmienia się przede wszystkim zawartość wody w organizmie - zwłaszcza przed okresem, kiedy czujemy się opuchnięte. I wtedy zaczyna się płącz, bo na wadze plus 2 kg mimo jedzenia jak ptaszek i katowania się na siłowni. A tydzień później nie ma po tym śladu, ba, może nawet ważymy jeszcze mniej niż wcześniej.

Nie ma też co panikować, jeżeli jednego dnia się zaszalało, a następnego na wadze widać dodatkowe kilogramy. OBIECUJE że dwa kilogramy tłuszczu nie odłożą się przez jedną noc. To prawdopodobnie woda, która zatrzymała się w organizmie i resztki jedzenia z wczoraj, którego organizm jeszcze nie zdążył przetrawić. Po dwóch dniach zdrowego odżywiania wszystko wróci do normy. 

Dlatego dziewczyny - przede wszystkim słuchajmy się centymetra, waga niech służy tylko do ogólnej kontroli. Ja aktualnie ważę się i mierzę raz na dwa tygodnie, wagę wyniosłam do brata do szafy, żeby nie kusiła mnie w łazience - nie ma nic gorszego, niż wpaść w paranoje codziennego ważenia!

www.writers-network.com

A teraz trochę o tym, dlaczego nie warto porównywać swojej figury z innymi, a przynajmniej warto być przy tym bardziej racjonalnym.

Każdy z nas oprócz mięśni i tłuszczu, które możemy kontrolować, ma jeszcze szkielet, z którym niewiele się da zrobić - ja wiem, że niektóre panie wycinają sobie żebra, żeby mieć węższą talie, a niektórzy panowie żeby móc wyginać się w dziwnych kierunkach, ale ani to mądre, ani potrzebne. 

Prawda jest taka, że to, jak zbudowany jest nasz szkielet definiuje naszą sylwetkę. Pewnie, możemy ćwiczyć, pilnować tego co jemy itd, ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy. 

Ja jestem raczej średniego wzrostu, nie mam długich nóg, za to mam szerokie biodra i żebra.
Właśnie z tego powodu raczej nigdy nie zmieszczę się w 36, nie mówiąc już o 34 - nie zmieszczę się w żebrach! 

Dlatego nie traktujmy rozmiaru jako oceny naszej figury - im mniej tym lepiej. 
Traktujmy to tak, jakby to nie były cyferki, tylko typy - Rozmiar 38 - budowa A, 36 budowa B i 34 budowa C. 

tumblr.com

I następnym razem przeglądając inspirujące zdjęcia chudych dziewczyn warto wziąć pod uwagę, że nie każdy może tak wyglądać. Nie każdy może mieć nogi do nieba, i talię osy. Więc nie mierzcie do nieosiągalnych celów, bo to się skończy tylko i wyłącznie frustracją ;)

I macie zdjęcie dobrego jedzonka na deser :D :

tumblr

Uprzedzając pytania: 
Mam 167 cm wzrostu, aktualnie ważę 56,6 kg, mam 23,7% tłuszczu. 

Jestem ciekawa czy wyniosłyście coś nowego z tego postu :) 
Buziaki!











15 czerwca 2012

Jak mieszkają moje kosmetyki i trochę gadugadania :)

Lubię takie dni jak ten!
Nie mam żadnych zobowiązań, cały dzień siedzę sama w domu i mogę nadrobić różne rzeczy. Póki co zrobiłam mega porządki w pokoju, wymiotłam wszystkie kurze, zmieniłam pościel i obróciłam materac (pamiętajcie, żeby robić to przynajmniej raz na rok, a nawet raz na pół roku!). Korzystając z tego, że kotki grzecznie spały wywietrzyłam porządnie pokój (jak kotki nie śpią nie można otworzyć okna na oścież bo dezerterują na dach i nawiedzają łazienki sąsiadów). Zaraz zrobię sobie jakiś przyjemny obiadek a potem zabiorę się za poprawienie CV i wysłanie go w kilka miejsc, a nuż uda mi się załapać na jakąś wakacyjną fuchę.

A NightSkating wczoraj był cudowny. Zrobiliśmy ponad 22 km w około 2 godziny. Wspaniale jeździło się po ulicach Warszawy, chociaż czasami było trochę ciasno. Na następny taki event też na pewno się wybiorę. Moje pośladki będą wdzięczne :D

Dzisiaj post, o który w kolejce poprosiła Paulina :)
Zapraszam do oglądania mojej skromnej kolekcji kolorówki i jej organizacji:


Wszystkie kosmetyki trzymam w łazience, bo tam właśnie ich używam :D
Chciałabym się kiedyś dorobić fajnej toaletki, no ale jeszcze nie teraz, nie w tym mieszkaniu.
Pudełka i koszyczki były kupione w Ikei, szklanka jest za punkty z Kubusia - wywalczone 100 lat temu :D


Pierwsze pudełko:
żelowe eyelinery z essence, błyszczyki, szminki, cień w kremie, róż, baza pod cienie, dwa broznery - matowy i z brokatem, pokruszony cień z sensique. 


Drugie pudełko:
Kredki do oczu i eyelinery w płynie. 


Glambox - chyba nie zmienił swojej zawartości odkąd ostatni raz Wam go pokazywałam ;)


Pędzle:
Ecotools mieszkają w swoich kosmetyczkach, reszta w szklance


Duży koszyk:
Oleje, dezodorant, krem z filtrem, maść babydream, odżywka joanna z ab, szampon lush chyba też tam siedzi.


Mały koszyczek:
Gliceryna i jedwab CHI




Kącik na lustrze: 
podkład, krem tonujący, krem na dzień, krem na piegi, w szklance maskara, pęseta i pierdoły mojej mamy


Koszyk z rzeczami do paznokci

No i to tyle. Reszta kosmetyków typu szampony, odżywki i żele do kąpieli są porozstawiane nad wanną :)

W pokoju trzymam tylko perfumy i kilka rzeczy przy łóżku, ale o tym kiedy indziej ;)

A jak Wam mija piątkowe popołudnie?
I czy w ogóle macie ochotę czytać moje prywatne wstępy czy wolicie jak od razu przechodzę do konkretów?

Buziaki!

14 czerwca 2012

Ulubieńcy ostatniego czasu :) + minizakupy

Aaaaa! Został mi jeden egzamin :D Póki co wszystko pięknie zaliczam, jestem z siebie dumna :P Co raz bardziej zaczynam czuć wakacje, ale pogoda mi nie pomaga... Na szczęście ma być co raz lepiej!
Zaraz wychodzę na night skating i będę śmigać po ulicach Warszawy na rolkach :) Fajna sprawa, co nie?
A i będę miała karnet na siłownię. Od lipca. Yay me :D


Zwykle nie robiłam postów z ulubieńcami, bo ciężko by mi było co miesiąc wybrać nowe produkty, którymi się zachwyciłam. Jak coś mi się spodoba, to kupuję to ponownie, rzadko coś zmieniam, nie dubluję produktów.



Tym razem chciałabym Wam króciutko o kilku produktach, którymi się ostatnio jaram :D

Maska do włosów Alterra Granat&Aloes.

Zdania o tej masce są podzielone, jak chyba o każdym produkcie alterry, ale u mnie robi efekt wow.
Serio.
Włosy są nawilżone, mięsiste i błyszczące. Takie, jakie powinny być po dobrej masce.
Póki co nie mam jej naprawdę nic do zarzucenia. 


A to jest ciekawostka:

Krem przeciw piegom Venus
kupiony za 7 zł na DOZie dzięki recenzji ChillCake.

Piegów nie mam, ale podobnie jak ChillCake mam sporo przebarwień po pryszczach i chciałam je rozjaśnić. Za 7 zł warto zaryzykować, co nie?
Krem jest niesamowicie ciężki i tępy - to generalnie wazelina, parafina, lanolina i kwas :P 
Używałam go chyba 3 czy 4 tygodnie na noc iiii działa! Przebarwienia nie zniknęły całkiem, ale są o wiele mniej widoczne. Zrobiłam sobie przerwę, bo wydaje mi się, że zaczął mnie odrobinę zapychać, a poza tym nie ma też co używać czegoś takiego za długo - w instrukcji piszą, żeby używać 2-6 tygodni.
Jeśli macie podobne problemy, to polecam wypróbować ;)

(nie ładuje mi się edycja w picassie :( )

Hydrolat oczarowy z Biochemii Urody

Używam go jako toniku, ale przelałam go do pojemniczka z atomizerem, żeby nie marnować go na waciku. 
Baaardzo fajnie działa na moją buzię. Pomaga łagodzić stany zapalne, buzia nie jest ani tłusta, ani sucha.
Myślę, że jest jednym z głównych środków, który pomógł mi odratować cerę po ostatnich ekscesach...

A teraz pokażę Wam, co sobie wczoraj kupiłam w nagrodę po egzaminie :D


Uwielbiam Jilian.  Uwielbiam. Absolutnie. Jest mądra, zabawna i do wszystkiego doszła sama, ciężką pracą. 
Uwielbiam 30 day shred - to co ten trening robi z moim ciałem jest niesamowite.
Jak tylko zobaczyłam tę książkę wiedziałam, że muszę ją mieć, ale odkładałam zakup. 
Po ostatnim wpisie Urban Warrior o tej książce stwierdziłam, że następnego dnia idę ją kupić.
No i mam! 
Obiecuję, że napiszę recenzję jak tylko ją przeczytam.
Podoba mi się to, że nie jest to książka o diecie cud, tylko o tym jak jeść przez całe życie, żeby być zdrowym. A o to mi właśnie chodzi.


Wiecie, że w H&M zaczęły się już wyprzedaże? Wczoraj :D Idźcie, póki jeszcze jest z czego wybierać ;)

Ja skusiłam się na uroczą letnią sukienkę :) Ma halkę, gołe plecy i wygląda trochę jak ta, którą miała Marylin Monroe na zdjęciu na wywietrzniku :D
Kosztowała mnie całe 40 zł ;) 

Naprawdę postaram się teraz pisać częściej!

Zapraszam też na 365daysaroundmyself.tumblr.com , na pinterest i na fajsbuka :)

Buziaki!

10 czerwca 2012

A teraz pójdziesz stąd i zrobisz coś ze swoim życiem.

Czy jakoś tak. To z Gwiezdnych Wojen :D

Pewnie część z Was widziała ostatnie Vlogi Szusz. Jeżeli nie, to zachęcam!





Ja z Szusz się absolutnie zgadzam i powiem Wam, że ostatnio staram się być mniej krytyczna wobec innych i siebie samej. Nikt nie jest idealny, ale każdy jest cudem. Serio.

Do tego o czym mówi Szusz chciałabym jednak dodać coś od siebie:

Szusz skupia się na tym, żeby olać to, co mówią inni i pokochać siebie. Pewnie! Ale co jeśli nie umiemy pokochać siebie? Jeżeli nasze wady zbytnio nam w tym przeszkadzają? Nie będziemy się przecież zmuszać do miłości, bo z takich związków nigdy nic dobrego nie wychodzi.

Nic mnie tak nie wkurza, jak ludzie, którzy narzekają na swój wygląd itd i NIC z tym nie robią.
Ja wiem, że Polki uwielbiają 'fat talk' gdzie mogą się dowartościować mówiąc sobie nawzajem, która to jest grubsza od której, która ma większy celulit itp.

Jeżeli coś Ci w Tobie przeszkadza, to zrób coś z tym! A jeżeli Ci nie przeszkadza, to przestań narzekać.

Tak, wiem, że czasami nie jest łatwo. Aparat ortodontyczny kosztuje krocie, z cerą nie poradził sobie żaden dermatolog. Ale nie ze wszystkim tak jest. Karnet na siłownie kosztuje trochę mniej, wyjście na jogging nie kosztuje nic. Na odpuszczeniu sobie tego batonika tylko zarobisz. Internet jest kopalnią wiedzy o pielęgnacji cery, włosów czy o modzie. Ze wszystkim można sobie poradzić. Trzeba tylko zacząć coś z tym robić.


I jeszcze jedna rzecz - jeżeli widzicie dziewczynę, która obiektywnie źle wygląda, to nie śmiejcie się z niej. Nie ma po co. Ale jeżeli to osoba z Waszego bliskiego otoczenia to spróbujcie jej pomóc. Podpowiedzieć jej, w jakiej fryzurze wyglądałaby lepiej, pomóc jej dobrać odpowiedni kolor bluzki. Bez czepiania się, bez zbędnej krytyki. Jest tyle dziewczyn, które są piękne, ale nie potrafią tego odpowiednio wyeksponować! Ba! Specjalnie się oszpecają. Dlaczego? 

Szanujmy siebie nawzajem i nie oceniajmy nikogo pochopnie :)

I żeby nie było - nie chce nikogo moralizować czy mówić mu co ma robić. Niech każdy robi co chce. Ale niech robi to tak, żeby nie krzywdzić nikogo, a przede wszystkim nie krzywdzić samego siebie. 


Przepraszam Was, za taki monolog, ale musiałam się z kimś w końcu podzielić swoimi przemyśleniami :D 
I pamiętajcie o tym, że pozytywne nastawienie ma niesamowitą moc :)


Postaram się jeszcze dzisiaj dodać post z ulubieńcami, ale nic nie obiecuje! :)

A teraz idź do lustra, spójrz na siebie i doceń, jaka jesteś piękna :)




9 czerwca 2012

Europaznokcie :D

Miałam Wam je pokazać oczywiście wczoraj, ale tak wyszło, że od dwóch dni nie było mnie w domu, a dzisiaj wpadłam tylko na chwilę :P Zaraz biorę szybki prysznic i lecę na grilla do znajomych :D

O wczorajszym meczu nie będę się rozwodzić, ja jestem zadowolona, trzeba pamiętać o tym, że to nasz najlepszy wynik na euro ever i nie narzekać :D

Mam nadzieję, że uda mi się na któryś z meczy pójść do strefy kibica, ten wolałam obejrzeć przed telewizorem :)

Paznokcie zrobiłam przy użyciu taśmy, ale robiłam to pierwszy raz i wyszło jak wyszło :P U mnie jak zawsze brakuje cierpliwości, trzeba było dać im bardziej podeschnąć... 





Ale z daleka wyglądają dobrze :D 

Buziaki!!

7 czerwca 2012

Włosy po maju :)

Heeeej!

Przepraszam, że mnie tak długo nie było :( No ale same rozumiecie- sesjaaaa... Zostały mi jeszcze 4 egzaminy... Plus ustny z angielskiego. I najprawdopodobniej poprawka jednego z wtorkowych, chyba, że faktycznie drastycznie obniżą progi...

Zanim przejdę do włosów, jeszcze kilka informacji, bo wiem, że jak coś takiego się pisze na końcu, to nikt nie czyta :D

Zapraszam to polubienia mojego profilu na fb - jak będzie Was więcej, to ja też będę miała większą motywację do pisania tam :)

Co do moich poczynań zdrowotno- odchudzaniowych - póki co staram się po prostu nie szaleć z jedzeniem i jakoś się ruszać. Chociaż oczywiście jutro idę oglądać mecz u znajomych i nie ma szans, żebym nie napiła się piwa i nie zagryzła go chipsami ;) Chciałabym też niedługo zapisać się na siłownie w mojej okolicy - karnet potaniał a bliska odległość bardzo by mnie motywowała do zaglądania tam. Ale jeszcze zobaczymy, bo mimo wszystko jeżeli mam gdzieś wyjechać w te wakacje, to te 120 zł miesięcznie lepiej by było odłożyć. Ja wiem, że wiele dziewczyn uważa, że równie dobrze można ćwiczyć w domu, ale żeby osiągnąć to, co ja chcę potrzebuję trening siłowy z CIĘŻKIMI ciężarkami, a nie 1 kg hantlami i dobre cardio. Treningi interwałowe z płyty szybko mnie nudzą. Na siłowni mogę za każdym razem zrobić trochę co innego no i jak już tam pójdę, to ćwiczę.

Jeżeli chcecie być na bieżąco, to zapraszam na www.365daysaroundmyself.tumblr.com . I w ogóle zachęcam wszystkie dziewczyny szukające motywacji do założenia sobie konta na tumblr. Nie musicie tam nawet nic pisać - jeśli zaobserwujecie kilka blogów motywacyjne zdjęcia itd będą pojawiać się na waszej tablicy. Wy możecie je reblogować na swój blog, albo nawet nie. Tylko uwaga - łatwo tam trafić na blogi proana/promia, ja każdy dokładnie sprawdzam.

I na koniec - na moim koncie na pinterest znajdziecie nie tylko inspiracje i motywacje, ale też jest tam nowa tablica związana z 365 days challenge u Taralyn z UndressedSkeleton :)

No a teraz włosy!


Zdjęcie bez flasha, dzień po umyciu szamponem oczyszczającym. 
Mój mężczyzna twierdzi, że urosły 2-3 cm :) Jednak skrzypokrzywa, do której wróciłam 15 maja działa cuda. Zawsze będę to powtarzać :)
Są jakieś strasznie suche dzisiaj. No cóż, zdarza się ;)


Szampony:

Eva natura - z brzozą, do oczyszczania. Oczyszcza dobrze, ale śmierdzi :P Dla mnie pachnie jak sos BBQ :P
Babydream - stary i sprawdzony.


Odżywki i maski:

Isana z olejkiem babasu - moja pierwsza. Przyjemna, lekka odżywka. Ładnie wygładza, ale raczej nic więcej.
Alterra z granatem i aloesem - bardzo ją lubię. Znowu :D
Maska Alterra z granatem i aloesem - u mnie działa cuda. Serio. Włosy są ujarzmione, mięsiste i błyszczące. Czego chcieć więcej?


Inne:

Odżywka b/s joanna z apteczki babuni - zaczyna się kończyć - nareszcie...
W atomizerze mam resztkę jantara z hydrolatem oczarowym i kroplą gliceryny. Psikam tym włosy jak chcę je trochę nawilżyć i ułożyć - super się sprawdza przed snem - potem koczek i rano są piękne fale.
Krem do rąk z biedronki i jedwab CHI do zabezpieczenia. 

Olejowałam głównie olejem kokosowym, chyba raz alterrą z limonką i raz zrobiłam maskę na bazie glorii.

To tyle!



2 czerwca 2012

Domowe sushi

Tak jak Wam mówiłam, wczoraj mieliśmy z moim mężczyzną 3 rocznicę :) Niestety pogoda kompletnie pokrzyżowała nam plany i po kinie wróciliśmy do domu. Żeby trochę poprawić sobie humor postanowiliśmy zrobić sobie sushi na obiad.


Oczywiście idąc do sklepu myśleliśmy, że wszystko mamy, po czym w domu okazało się, że ryżu do sushi jest pół szklanki, a octu ryżowego, wasabi i marynowanego imbiru niet. Ale jakoś sobie poradziliśmy :D


Kocur też miał ochotę na rybkę ;)


Frugo idealnie pasuje do sushi. Serio :D


Wygląda na niewiele, ale oboje najedliśmy się jedną trzecią tego talerza. 

Do środka włożyliśmy - wędzonego łososia/paluszki krabowe, do tego zielonego ogórka i awokado.

A teraz ciekawostka - mimo że jem sushi od dziecka, NIGDY nie jadłam takiego z surową rybą :D W domu zwykle robimy z wędzonym łososiem, a w knajpie jadłam chyba dwa razy w życiu i był to akurat okres, kiedy ryb w ogóle nie jadłam (tak, da się zrobić sushi w ogóle bez ryby :D ) 

Zachęcam do majstrowania sushi samemu w domu. Wychodzi taniej niż w restauracji, macie całkowitą dowolność w doborze składników a przy klejeniu go jest kupa frajdy. 

A Wy lubicie sushi?



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...