Cześć!
Poprzedni post tego typu się chyba przyjął, więc lecę z kolejnym ;)
Pierwsza połowa tygodnia mijała mi spokojnie - odpowiedzi od promotora nie było, więc nie przejmowałam się zupełnie niczym, siedziałam w domu, oglądałam seriale i pilnowałam Kapsla. A Kapsel, tak jak niektóre z Was pisały, rośnie jak na drożdżach! Utył już całe 200 gram od ostatniego wpisu :D Coraz więcej umie (na przykład wejść na hamaczek ze zdjęcia - wcześniej nie umiał sam na niego wejść, teraz wskakuje z każdej strony) i przestaje wyglądać jak totalny dzidziusiowy kociak (niestety :D).
Pewnie zdziwi Was, czemu wrzucam tu zdjęcie zwykłego, polskiego obiadu. Otóż udało mi się w końcu dotrzeć do Lokal Vegan Bistro na Kruczej - wpadłyśmy z siostrą w porze lunchu. Całość obiadu, którą widzicie na zdjęciu, jest wegańska. Porcja ogromna - nie przejadłam. Mają też inne fajne rzeczy, jak wegański chłodnik czy stripsy z boczniaka, a także wegański tatar (w tle). Naprawdę smaczne i fajne, nie tylko dla wegan - polecam sprawdzić :)
Magisterka magisterką, ale też absolutorium! W tym tygodniu mieliśmy uroczystości z okazji zakończenia studiów. Co prawda to trochę ściema, bo według nowych przepisów, żeby mieć absolutorium trzeba złożyć pracę, a u nas na roku póki co dokonała tego tylko jedna osoba, ale kurde, przecież nam się należy podrzucenie biretów! Było naprawdę wzruszająco i ekscytująco :) Sorry, że to zdjęcie takie nijakie, ale to jedyne, na którym jestem sama, a nie chcę szastać zdjęciami znajomych po internecie ;)
Po w sumie leniwym tygodniu mieliśmy dość intensywny weekend. W piątek wieczorem, po tej strasznej nawałnicy, wybraliśmy się na Nocny Market na Dworcu Głównym. To nowa atrakcja, która ma być odpowiedzią na Targi Śniadaniowe, dla tych, którzy wolą celebrować posiłki wieczorne, niż poranne.
Całość to dwa rzędy budek z jedzeniem ustawione na starych peronach, a także bar, kilka sklepików, barber i uwaga - tatuator :D Ja zdecydowałam się na zjedzenie najpierw taco z chorizo i krewetkami z budki a nuż widelec. Było pycha, ale malutkie. Cena: 10 zł.
Mój mężczyzna jadł coś takiego, ale teraz nawet nie pamiętam skąd to było. Informacja nieistotna, bo nie był zachwycony :D
Przepraszam, że część zdjęć jest w pionie, a część w poziomie, ale robię je telefonem i jakoś się jeszcze nie przyzwyczaiłam, że te na bloga powinny mieć inną orientację :D
Strasznie pizgało, więc warunki do siedzenia nie były najlepsze, ale ogólnie jest całkiem przyjemnie. Ponieważ taco się nie najadłam, zamówiłam jeszcze wege pljeskawicę z serem halloumi od Banjaluki. Taka buła za 14,90, nie dojadłam, mężczyzna kończył za mnie :D Ale naprawdę pycha, dużo warzyw, nie zapychająca bułka - polecam!
Na deser wzięliśmy na spółę donuta z MOD o smaku matchy. Taki pączuś - 6 ziko. Są przepyszne, nieplastikowe. I mają różne fajne smaki - kiedyś jadłam taki z mlekiem lawendowym, z kwiatkami :)
W sobotę wybraliśmy się na kolejny market - ZOO market na Pradze, na przeciwko miśków. Ta inicjatywa to pchli targ, ponoć wzorowany na tym berlińskim.
Są tam głównie stoiska z ciuchami - vintage albo takimi, których po prostu ktoś chce się pozbyć, z książkami, naczyniami i bibelotami. Oprócz tego było stoisko Fundacji Bęc Zmiana, na którym można było kupować dystrybuowane przez nich książki. Fajną opcją jest kupka po tytułem "książki po przejściach", za całe 10 zł sztuka. Kupiłam tak fajną książkę dla mamy - a nie widać na niej żadnych wad.
Wypiliśmy tam regionalne piwko, zjedliśmy Falafel Bejrut i lody Jednorożec - te ostatnie przereklamowane, zwłaszcza, że nawet nie dostaliśmy ich znaku rozpoznawczego - rogu z rożka :(
Wieczorem spotkaliśmy się ze znajomymi w moim ulubionym miejscu - na plaży nad Wisłą. Mieliśmy iść na koncert Małpy, ale tylko w połowie usiedliśmy z boku, żeby cośtam posłuchać - dobrze nam się siedziało i gadało, bez koncertu ;)
Niedzielę spędziliśmy na działce. Początkowo byliśmy sceptycznie nastawieni do pomysłu działkowania na typowym RODzie, między sąsiadami, ale jak spróbowaliśmy, to wkręciliśmy się na maksa - to jednak takie miniwakacje - co weekend, półgodziny od domu ;)
Grilla sponsoruje Biedronka. No dobra, nie sponsoruje, ale jeśli przypadkiem czyta to ich marketingowiec, to serdecznie zapraszam do współpracy :D
Domęczyłam kropki Włodka Markowicza. Dlaczego domęczyłam? Bo wcale nie wciągnęła mnie ta książka tak, jak się spodziewałam. Nie mówię, że była zła, ale nie wszystko do mnie przemawiało. Nie mówię, że to źle, to nawet walor, że na różnym etapie życia trafi do nas co innego. No ale nie była to lekka i przyjemna lektura na jeden wieczór.
Skoro już przeszliśmy do szeroko rozumianej kultury, to chciałabym Wam z tego miejsca bardzo odradzić pewien film:
Matko Bosko co to było. Ni to dramat, ni to komedia, ni to romans ni to - kurde - film drogi. Bez fabuły, a jak już się pojawiały jej szczątki to totalnie naiwne i traktujące widza jak debila, który nie ogarnia aluzji i nawiązań. Może to nie był najgorszy film, jaki widziałam, ale te niecałe dwie godziny można naprawdę spędzić w lepszy sposób.
Na przykład na dwóch odcinkach Jane the Virgin - nowe odcinki na Netflixie :D
Na tę chwilę został mi jeszcze tydzień względnego luzu, dlatego oglądam sobie seriale - póki co na przemian Jane the Virgin i Grę o tron, którą muszę w końcu nadrobić (jestem w połowie 5 sezonu), ale czekają też nowe odcinki Orange is the New Black <3
Powiem Wam, że nawet się cieszę, że dzisiaj pada. Owszem, cały dzień zasypiałam, nabiłam sobie guza na czole i prawie obcięłam palec, taka byłam przytomna, ale nadchodzi fala upałów, a nadal mamy totalną suszę. Niech roślinki też coś mają od życia :)
Ojojoj, dzisiaj wyszło długo, w dodatku późno - mam nadzieję, że miło Wam się czyta! :)
Podoba Ci się u mnie? Możesz polubić stronę bloga na facebooku, zaobserwować go na bloglovin, albo wejść na mój instagram! Zapraszam :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Witaj :)
Będzie mi bardzo miło, jeżeli zostawisz konstruktywny komentarz :)
Komentarze typu "fajny blog, wpadnij do mnie" będą usuwane.
Nie zostawiaj linku do Twojego bloga, jeśli nie jest to konieczne! :)