Przetrwałam! Napisałam! Dzisiaj całość pracy poleciała do promotora, mam nadzieję, że już na ostatnie poprawki a potem już tylko drukowanie i obrona. Nie mogę się doczekać, aż będę to miała z głowy i będę się mogła zająć przyjemniejszymi rzeczami :P Choć już teraz czuję niesamowitą ulgę i mogę do Was pisać pijąc zimne piwko i głaszcząc małego kotka - ale o tym później ;)
A jeśli chodzi o przyjemniejsze rzeczy, to w tym tygodniu uczestniczyłam w Reebok Fitness Camp - evencie Reeboka, będącym powiedzmy maratonem zajęć fitnessowych. Polega to mniej więcej na tym, że jest kilka stref - yoga, crossfit, combat i scena główna, w każdej odbywają się zajęcia. Do tego kilka "secret spots" z dodatkowymi atrakcjami. Za każde zaliczone zajęcia i aktywności dostawało się punkty - najlepsi cośtam wygrywali. Całość odbywała się na Skrze, na terenie stały też foodtrucki a nawodnienie zapewniała firma Oshee.
Za wrzucenie takiej foty do social mediów było 5 pkt. Tyle samo co za robienie burpees :D
Koniec końców ja zaliczyłam większość secret spotów - poza burpee challenge, na które się nie porwałam. Wlazłam za to na siatkę, żeby zrobić sobie "selfie", które wyszło cudownie - chciałam Wam pokazać, ale chyba je wywaliłam niechcący robiąc porządki w mailach :P
Byłam na jednych zajęciach jogi - niestety organizatorzy nie pomyśleli o jakimś podwyższeniu dla prowadzącej i nie za bardzo było ją widać. Na koniec zajęć wysiadł jej mikrofon i nie było jej też słychać. Do tego wszystkie sekwencje były bardzo szybkie i zanim ja zdążyłam załapać, co robimy, szła już kolejna asana (czy jak to się nazywa :P) Dlatego z tych zajęć nie byłam super zadowolona. Fajne były za to zajęcia Body Combat - takie cardio oparte głównie na kick boxingu i elementach sztuk walki. Aha, jakby ktoś się pytał, to koszt takiej zabawy to 50 zł. Dostaliśmy pakiety startowe, w których były koszulki (zwykła, cienka bawełna, nie sportowe), shakery, kilka próbek odżywek, supli, chia itp. i kilka zniżek od partnerów.
Zawinęliśmy się jednak dosyć szybko bo... Jechaliśmy po naszego kotka!
Już w drodze dowiedzieliśmy się co prawda, że kotów NIE MA. Przepadły, matka je wzięła, wyniosła, szukali wszędzie. No ale nic, postanowiliśmy i tak pojechać, poszukać, a nuż się znajdą a my się już nie będziemy stresować. Niestety - po godzinie poszukiwań nadal nic. Zrezygnowani i zasmuceni wróciliśmy do domu - poprzedni kotek, którego mieliśmy wziąć, nie dożył tego momentu, dlatego tym razem stresowaliśmy się jeszcze bardziej. Całe szczęście jak tylko weszliśmy do domu dostałam wiadomość, że kociaki się znalazły i następnego dnia mogliśmy odebrać Kapselka <3
Jest największym słodziakiem na świecie i nie wyobrażam sobie tego, że za chwilę będę musiała go zostawiać samego na całe dnie. Póki co zachowuje się jak typowy dzidziuś - na zmianę szaleje i twardo śpi :D Nie wyobrażacie sobie nawet jak przyjemne jest patrzenie na zabawy takiego malucha :D A jeśli chcecie sobie wyobrazić, to zapraszam na snapa, którego kapsel chwilowo przejął - @pannanika . Dawka słodyczy jest tak ogromna, że koniecznie trzeba się nią dzielić :D
Z ciekawostek na dzisiaj jeszcze piosenka, którą ostatnio się zachwycam:
Jest w niej coś naprawdę magicznego.
To chyba wszystko, czym chciałam się z Wami dzisiaj podzielić, wkrótce wracam z wpisami bardziej kosmetycznymi ;) Dajcie znać jak Wam się podoba taki mini przegląd tygodnia - nie jest to oczywiście mój pomysł, bo takie wpisy publikuje wiele blogerek. Myślę, że taki cykl może być fajną formą kontaktu między nami i zastąpić ulubieńców niekosmetycznych - zwykle do momentu, w których ich piszę, zapominam o wielu ważnych rzeczach ^^ To jak? Chcecie?
Podoba Ci się u mnie? Możesz polubić stronę bloga na facebooku, zaobserwować go na bloglovin, albo wejść na mój instagram! Zapraszam :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Witaj :)
Będzie mi bardzo miło, jeżeli zostawisz konstruktywny komentarz :)
Komentarze typu "fajny blog, wpadnij do mnie" będą usuwane.
Nie zostawiaj linku do Twojego bloga, jeśli nie jest to konieczne! :)