Hej!
Ci z Was, którzy czytają mnie od jakiegoś czasu, doskonale wiedzą, że jestem wierna tuszom marki Maybelline od dawna i rzadko sięgam po maskary innych marek. Wersja Great Lash jakoś mnie nigdy nie pociągała. Ot, taka mała, niepozorna, niereklamowana... Czy to może być dobre?
Trafiłam na stosik tych tuszy w jednej z podwarszawskich Biedronek i stwierdziłam, że może spróbuję, jeśli cena mnie nie powali. Cena powaliła, ale w drugą stronę - tusz kosztował tam 8 zł. Nie mam pojęcia ile one kosztują w normalnych drogeriach, ale inne maskary Maybelline chodzą po 20-30 zł bez promocji. No to wzięłam, a co!
Tusz jest bardzo malutki i jego opakowanie niczym nie przypomina tych znanych z maskary Collosal czy Rocket. To samo ze szczoteczką: nie jest silikonowa, to absolutnie klasyczna szczotka, ale w mini wersji. Znów można by się zastanawiać - co taka mała szczoteczka może? Ale może całkiem wiele.
Moim zdaniem ten tusz nie ustępuje swoim braciom (czy siostrom) z maybellinowej półki. Ładnie wydłuża, całkiem ok rozdziela, nie robi efektu pajęczych nóżek. Moje rzęsy ostatnio trochę płaczą, ale ten tusz nieźle stawia je na nogi.
Historia skończyła się tak, że gdy trafiłam go w kolejnej biedronce, wzięłam jeszcze jedno opakowanie na zapas. Tusz naprawdę pozytywnie mnie zaskoczył i polecam Wam wziąć go pod uwagę przy następnych zakupach.
A Wy znacie Maybelline Great Lash? Jakie są Wasze ulubione tusze?
Podoba Ci się u mnie? Możesz polubić stronę bloga na facebooku, zaobserwować go na bloglovin, albo wejść na mój instagram! Zapraszam :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Witaj :)
Będzie mi bardzo miło, jeżeli zostawisz konstruktywny komentarz :)
Komentarze typu "fajny blog, wpadnij do mnie" będą usuwane.
Nie zostawiaj linku do Twojego bloga, jeśli nie jest to konieczne! :)