Esencja Andrea przetoczyła się przez blogosferę jak burza. W opiniach ścierały się argumenty dotyczące niesamowitego przyrostu z takimi o nieznanym pochodzeniu i zawartości, ze sproszkowanymi płodami włącznie ( -.-).
Ja się nie przestraszyłam i postanowiłam zamówić. A co! Moją esencję zamawiałam na tej aukcji, za całe 7,25 zł. W składzie podanym na stronie znajdziemy: imbir, żeń-szeń, korzeń rdestowca i olej z pestek winogron, a także "inne naturalne składniki", co najbardziej martwi. Na opakowaniu nie znajdziemy żadnej informacji o składzie w łacińskim alfabecie. Oczywiście tutaj padają argumenty, że ten skład to może być widzimisie, że oni nic nie muszą badać, że atesty, że certyfikaty. Właśnie dlatego przed użyciem zrobiłam próbę uczuleniową na ręku. Zamówiłam produkt po przeczytaniu kilku recenzji, jak wszystkie kosmetyki z Aliexpress, więc miałam względną pewność, że nie robi krzywdy.
Producent każe używać esencji razem z szamponem. Mi wydaje się to bez sensu, bo przecież nie trzymam szamponu długo na skórze. Wybrałam więc opcję z rozcieńczeniem esencji z wcierką jantar. Na pół butelki Jantaru poszło pół buteleczki Andrei. To wlałam do opakowania z atomizerem i taką miksturę wcierałam codziennie (no dobra, kilka razy zapomniałam) w skórę głowy.
Nic mnie nie swędziało, nic się nie przetłuszczało. A jak efekty?
Po lewej zdjęcie z marca, po prawej z dzisiaj. Włosy są w słabym stanie, strasznie mi się puszą, ale to nie wina wcierki tylko pogody i aktualnej pielęgnacji - dozużywam słabe odżywki. No niestety - bad hair day. Czy widać spektakularny przyrost? Nie wiem :D Ale mogę Wam powiedzieć co mówi centymetr.
W marcu włosy mierzone od góry miały 59 cm, teraz mają 66-67 cm. Przed kuracją mierzone od spodu miały 41-43 cm, teraz mają 47 cm. Wiecie jak to jest z mierzeniem - naprawdę trudno to zrobić dobrze. Po cm widać, że w najbardziej optymistycznej opcji urosły 6 cm, a w pesymistycznej 4 cm. Ja widzę przyrost w odniesieniu do zapięcia od stanika, są zdecydowanie dłuższe. I baby hair urosły, wzmocniły się, bo szczególnego wysypu nowych nie zauważyłam. A! I wypadanie się zmniejszyło.
Esencje stosował również mój mężczyzna. Na włosy i na brodę, ze szczególnym uwzględnieniem miejsc, gdzie ta nie rośnie. I nie zachwycił się, mówi, że efekt jest taki sam jak po Jantarze.
A czy ja się zachwyciłam? Połowicznie. Wydaje mi się, że jednak trochę za bardzo rozcieńczyłam preparat i że efekt mógł być lepszy. Z resztą sami mi powiedzcie, widzicie różnicę w długości na zdjęciu?
Nie pamiętam już efektów, które dawało wcieranie samego Jantara, ale wydaje mi się, że były odrobinę słabsze. W każdym razie głowa mi nie odpadła, nie wyrosło mi ufo ani nic i zamówię kolejne flaszki do dalszych testów.
A jakie jest Wasze zdanie o tym produkcie?
Podoba Ci się u mnie? Możesz polubić stronę bloga na facebooku, zaobserwować go na bloglovin, albo wejść na mój instagram! Zapraszam :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Witaj :)
Będzie mi bardzo miło, jeżeli zostawisz konstruktywny komentarz :)
Komentarze typu "fajny blog, wpadnij do mnie" będą usuwane.
Nie zostawiaj linku do Twojego bloga, jeśli nie jest to konieczne! :)