Kiedy kolekcja lakierowa zaczyna przekraczać 10 sztuk, pojawia się problem: czy ja już nie mam takiego koloru...? Jak go rozwiązać? Na przykład za pomocą zeszytu z "wzornikiem", który ja nazwałam pieszczotliwie l a k i e r o w n i k i e m.
Zaczęło się od notesika na adresy, który był w moim moleskinie, a był totalnie nieużywany. Postanowiłam wykorzystać go do tego, nad czym myślałam od dawna i umieścić w nim swatche moich lakierów :) Efekt jest chyba całkiem ok ;)
Podzieliłam je względnie kolorystycznie, a każdą grupę kolorystyczną oznaczyłam na zakładkach z literkami :)
Nie mam zbyt ładnego pisma, wiem o tym :D
Na papierze widać też tekturę lakieru, np. piaskowego.
Najlepsze jest to, że ten adresownik idealnie mieści się w mój kalendarz - takie w końcu było jego przeznaczenie - i łatwo mogę go zabrać wszędzie ze sobą :)
Póki co jestem zadowolona z tego patentu.
Jakie są Wasze sposoby na opanowanie rosnącej kolekcji lakierów? :)