Powiedzcie mi - dlaczego tak jest, że jak chodzę po sklepach bez pieniędzy, to wszystko jest takie śliczne i woła do mnie 'mamo', a jak mogę kupić praktycznie wszystko, co mi się spodoba, to nie mogę nic znaleźć?
I druga sprawa - gdzie do cholery kupić spodnie o jakimś ludzkim kroju? Generalnie nie przeszkadzają mi baaardzo obcisłe rurki, ale te, które przymierzałam dzisiaj, to była jakaś tragednia - pięta nie chciała mi przejść. Pięta! Więc nie mówię nic o łydce i udach. Co ciekawe, spodnie dopięłam, w pasie były idealne, ale co z tego, jeśli wyglądałam w nich jak baleron?
Czemu produkuje się spodnie, które są mega długie i mega cienkie? Ile procent takich dziewczyn istnieje?
Z kolei mój mężczyzna kazał dodać, że z męskich są tylko na niskich grubasów.
Czyli co - wg kreatorów mody mamy długie i wychudzone dziewczyny, a facetów wręcz przeciwnie? Keep going society, wish you good luck...
Kończąc moje żale, pokazuję, co udało mi się kupić:
Koralowa marynarka z bershki - 109,9 zł. Zdjęcia przepuściłam przez różne filtry, żeby trochę poprawić ich kolorystykę.
Brzoskwiniowe spinki z kwiatkami z H&M - 9,90 - fajne, bo wielofunkcyjne. Można je przypiąć do włosów, ubrania, torebki...
A tu już zdjęcia na mnie.
Planuję jeszcze kupić cytrynową listonoszkę z H&M, którą dzisiaj odpuściłam licząc na to, że za te pieniądze kupię sobie jakieś pastelowe spodnie, ale że się nie udało, to to chyba znak, że torebka powinna być moja :P
A jak u Was? Kupiłyście już coś na wiosnę?