Kolejna część amerykańskich przyjemności, dzisiaj dwa cudowne róże :)
Pierwszy z nich to Maybelline Dream bouncy blush, czyli 'odbijający' róż w kremie
Drugi to Physicians Formula Happy Booster.
Ale po kolei!
Cała zabawa z tym różem polega na jego formule.
Jest to krem, a właściwie pianka, która naprawdę jest bouncy - poszukajcie sobie jakiejś recenzji na youtubie :D
Ładnie się rozprowadza, ja nakładam go palcami.
Na początku bałam się, że kolor jest za jasny i nic nie będzie widać, ale jest super, idealny na zimę do bladej cery.
Swatch na łapce:
Druga zabawka:
Zacznijmy od nazwy.
Happy booster
Naprawdę? :D
Z opisu producenta:
"Wzbogacony w naturalne ekstrakty roślinne, naśladujące działanie endorfin, aby dać poczucie szczęścia i ochronić skórę przed szkodliwym działaniem środowiska."
No jakaś magia po prostu :D
Mi się gęba cieszy na sam widok tych serduszek ^^
Swatch na ręku:
Jak widzicie efekt jest bardzo delikatny, generalnie rozświetlający.
Rzadko kiedy używam go solo, raczej w zestawieniu z innym różem, tak jak tutaj:
Bouncy, a na nimi happy booster :)
Wybaczcie turban na głowie, ale właśnie trzymałam maskę na włosach ^^
Jestem zakochana w naturalności efektu obu tych róży i ponownie - strasznie płaczę, że nie ma tego w Polsce.
A Wy co sądzicie?