Tak, wiem, nie było mnie tu miesiąc. Mea culpa. Przygniotło mnie trochę życie i nawet nie miałam pomysłów o czym pisać. Teraz jestem już na finiszu sesji (zostały dwa egzaminy) i myślę, że już jakoś będzie ;)
Postanowiłam dzisiaj popisać Wam o ulubieńcach: nie robiłam takiego postu od dawna, a nazbierało się sporo fajnych rzeczy!
Zacznijmy od pielęgnacji włosów:
Te produkty przywiozłam z Litwy. Cedrowe mydło babuszki Agafii dostałam, a odżywkę Margarita kupiłam w supermarkecie. Mydło okazało się cudowne: świetnie myje włosy (aż skrzypią) a przy tym nie podrażnia skóry głowy. Jestem zachwycona.
Odżywka z drożdżami piwnymi kosztowała jakieś grosze (na pewno mniej niż 2 euro). Kupiłam jeszcze wersję z proteinami pszenicznymi, ale tej byłam ciekawa bardziej, bo uwielbiam płukankę piwną. Nie zawiodłam się, naprawdę fajnie działa, mimo tego, że jest leciutka.
Krem na noc Love me organics miałam sto lat temu w Glossy Boxie. Zaczęłam go używać właśnie podczas majówki na Litwie i zakochałam się od pierwszej aplikacji. Pięknie pachnie, koi buzię i likwiduje wysyp syfów na policzkach w dwie noce. Na zdjęciu pojemność 15 ml, używałam go od majówki prawie codziennie i dopiero dzisiaj się skończył.
Masełko Revlon uwielbiam za kolor. Sorbet kupił mnie od pierwszego użycia. Na tym zdjęciu możecie mniej więcej zobaczyć jak wygląda:
Na koniec nowości mgiełkowe od Bath and Body Works. Fresh Brazi Citrus i Lush Pink Dragonfruit to była jakaś limitka, a Endless Weekend chyba można bezproblemowo dostać nadal. Wszystkie są świeże, idealne na ciepłe dni. Podobają mi się te miniaturowe opakowania, bo można je wrzucić do torebki i aplikować ponownie w środku dnia.
Pierwsza książka to słynna Jadłonomia. Ta książka jest genialna! Każdy przepis, który póki co wypróbowałam był przepyszny. Na pewno nie tylko dla wegan. Jak dla mnie pozycja obowiązkowa w każdej kuchni.
A jeśli kogoś interesuje temat kuchni roślinnej, lub szuka ciekawej knajpki w Warszawie, to polecam jeszcze ten program. Jest długi, ale warto!
A teraz coś z powieści. Świetna historia - Hitler budzi się na jakimś wygodnie w środku Berlina, nie ma pojęcia co się stało. Nagle okazuje się, że jest 2011 rok. Idealnym posumowaniem tej książki jest recenzja na tylnej okładce - to nie książka o samym Hitlerze, tylko o tych, którzy takim jak on pomagają dojść do władzy. Polecam!
To teraz seriale:
The O.C.
Nie mam pojęcia, czemu trafiłam na ten serial tak późno. Dowiedziałam się o nim z nowego programu Włodka Markowicza. To coś jak moja ulubiona "Plotkara", tylko w mojej ulubionej Kalifornii. Pochłonęłam wszystkie sezony w jakieś dwa tygodnie. I teraz mi smutno. Chyba obejrzę "Plotkarę" od początku.
Scandal.
Zaczęłyśmy go oglądać z siostrą jak skonczyli nam się "Chirurdzy". I Shonda nas nie zawiodła. Jesteśmy dopiero w połowie drugiego sezonu, ale naprawdę uważam, że jest to jeden z lepszych seriali. Uwielbiam to jak Shonda Rhimes pisze postacie. To takie "House of Cards", tylko dużo lżejsze i bardziej kryminałowe. Super!
Muzycznie mam dwie rapowe płyty:
"Podróż zwana życiem" O.S.T.R. - bardzo muzyczna, trochę chilloutowa płyta, ale nadal z przekazem.
"Wyszli coś zjeść" Rasmentalismu to zupełnie co innego, ale świetnie się ich słucha!
Obydwie te płyty polecam tym, którzy deklarują, że rapu nie lubią, a chcieliby spróbować. Próbki:
Sie rozpisałam się :D Ale mam nadzieję, że usprawiedliwia mnie trochę to, że długo tutaj nie pisałam ;)
Co tam u Was?
Podoba Ci się u mnie? Możesz polubić stronę bloga na facebooku, zaobserwować go na bloglovin, albo wejść na mój instagram! Zapraszam :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Witaj :)
Będzie mi bardzo miło, jeżeli zostawisz konstruktywny komentarz :)
Komentarze typu "fajny blog, wpadnij do mnie" będą usuwane.
Nie zostawiaj linku do Twojego bloga, jeśli nie jest to konieczne! :)